Dzień trzeci: Jaskinia przemytników

Świt był szary i deszczowy, stosownie do mojego nastawienia. Zdawało mi się, że bycie dobrym obywatelem będzie polegało na spędzeniu nieskończonego ciągu dni na polowaniu w deszczu. Włócznia zaczęła mi się tępić od ciągłego tłuczenia w twarde skorupy krabów błotnych, a blask złota obudził we mnie nostalgię do starego stylu życia. Wyruszyłem do pobliskiej jaskini, znanej jako Addamasartus, z zamiarem przystania do przemytników, którzy jakoby mieli tam mieć swoją kryjówkę. Po raz kolejny okazało się jednak, iż mój los obrał dla mnie nową ścieżkę.

Gdy wszedłem do jaskini, zostałem natychmiast zaatakowany przez bandytkę z nożem. Szybko padła pod ciosami mojej włóczni, było jednak jasne, że moje przystanie do tej konkretnej grupy przemytników to kwestia wyjątkowo wątpliwa. I tak, jak się okazuje, przemyt w Morrowind nie przypadł mi do gustu. W jednej z kieszeni bandytki znalazłem klucz. Wziąłem go, spodziewając się znaleźć jakąś zamkniętą skrytkę. Gdy zagłębiłem się w jaskinię, szybko odkryłem, że jest inaczej. Znalazłem trzech zakutych w kajdany niewolników, uwięzionych za zamkniętą bramą. Okazało się, iż niewolnictwo – w Morrowind legalne, choć prawnie zabronione w pozostałych częściach Cesarstwa – stanowi silnie ustawiony czarny rynek dostarczający siły roboczej. Uwolniłem jeńców, zaś ich kajdany zdobią teraz mój stół. Może i nie jestem najbardziej praworządnym obywatelem, nie zamierzam jednak parać się handlem niewolnikami.

Drugim towarem, którym w dużym stopniu zajmują się przemytnicy, jest najwyraźniej księżycowy cukier. Zabrałem z ich beczek i skrzyń przynajmniej funt granulek tego nielegalnego produktu, jak również dwie fiolki jego postaci oczyszczonej – skoomy. Aby splądrować ten składzik, musiałem pozbyć się jeszcze dwóch przemytników. Jeden z nich był bardzo niebezpiecznym magiem, a drugi rozbójnikiem, który zadał mi liczne rany za pomocą małych shurikenów, zanim przyparłem go do muru i znalazł się w zasięgu mojej włóczni. W domu cechowym mój przyjaciel Arrille z chęcią odkupił ode mnie ich używane zbroje i broń, jak również trochę dobrej jakości uzbrojenia, które leżało luzem. Wysondowałem go delikatnie na temat księżycowego cukru, jednak rzecz jasna fakt, że prowadzi dom cechowy naprzeciwko jednego z większych biur celnych w Morrowind, zmusza go do działalności w granicach prawa. Przez chwilę, bardzo krótką chwilę, pomyślałem, żeby zniszczyć ten nielegalny towar, jestem jednak na tyle świeżo upieczonym dobrym obywatelem, że nie potrafiłem się do tego zmusić. Będę musiał po prostu zabrać go do jednego z większych miast i znaleźć nań nabywcę.

Szybko przybywa powodów do wyprawy do Balmory i być może koniec końców okaże się, że jednak będę wypełniał rozkazy Cesarza. Trzydniowe bycie dobrym obywatelem było całkiem opłacalne, zaś mieszkańcy Seyda Neen zaczynają się powoli do mnie przekonywać. Reakcja straży na fakt, że wyeliminowałem przemytników, przekonała mnie już, że korupcja jest tu normą lub przynajmniej jest powszechna, ale z pewnością nie do mnie należy ocenianie. Gdyby trzymano się trochę bardziej uczciwej drogi, byłoby mi dużo trudniej ustawić się tutaj tak, jak zdołałem to uczynić. Mimo iż w ciągu trzech dni odebrałem życie czterem osobom, do łóżka kładę się z czystym sumieniem, do tego niewplątany w żaden konflikt z prawem. To pokrzepia na duchu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz