Aby wyjaśnić szerzej, w jaki sposób przysłużyłem się dziś Cesarstwu, zacznę od zrelacjonowania tego, co dziś rano było najpopularniejszym tematem plotek: zniknięcia tutejszego poborcy podatkowego. Tak, jak zamierzałem, wyruszyłem dziś rano poznać się z kilkoma mieszkańcami i dowiedzieć się więcej o tym obszarze. Nie trzeba było dużo czasu, by zorientować się, że każda napotkana osoba chciała porozmawiać na temat zaginięcia Processusa Valiusa. Szybko też spostrzegłem, że poborcy nie darzono szczególną sympatią, i sam zacząłem podejrzewać, że skończył marnie. Skoro porządni obywatele Seyda Neen tak mało przejmowali się losem tego zaginionego człowieka, to nie ulegało dla mnie wątpliwości, że ci mniej praworządni uważaliby jego śmierć za dość korzystną, by z chęcią sami się do niej przyczynić. Nawet strażnicy nie byli zbyt skłonni do prowadzenia śledztwa; dawano przez to wiarę pogłoskom, jakoby sami mieli mieć z tego zysk, zaś kwaterą główną działań przemytniczych miałaby być pobliska jaskinia.
Wyruszywszy na polowanie na nowym obszarze na południowy zachód od miasta, myślałem nad sytuacją, mając oko na jakiekolwiek ślady łopaty, które mogłyby wskazać mi bezimienny grób. W bardzo krótkim czasie okazało się, że pojąłem sytuację prawidłowo. Zwłoki poborcy podatkowego pozostawiono krabom na pożarcie, bez wykopania choćby płytkiego grobu dla oddania im minimalnej czci. Znalazłem je przypadkiem, podążając za krabem i kilkoma kwama; to stworzenia rojowe, których zwiadowcy zwykle przetrząsają teren w poszukiwaniu pożywienia. Zwiadowcy kwama i kraby zdążyły już przystąpić do wykonywania swego mrożącego krew w żyłach zajęcia, nim padły ofiarą mojej włóczni, ale ciało łatwo było zidentyfikować. W sakiewce przy pasie, zawierającej dwieście złotych septimów, był zwój ze spisem podatkowym.
Zapamiętawszy to miejsce, zabrałem spis i pieniądze z powrotem do miasta. Dobry obywatel, którego odkryłem w sobie tak niedawno, bardzo szybko został wystawiony na próbę. Strażnicy skierowali mnie do Socuciusa Ergalli, nadzorcy biura celnego, tego samego pana, który wczoraj powitał mnie w Morrowind. On także nie był szczególnie załamany śmiercią poborcy podatkowego. Morrowind jest niebezpieczne, często ktoś ginie tu niespodziewanie, no i nikt nie lubi poborcy podatkowego, co przypominano mi w trakcie wielu dzisiejszych rozmów. Najwyraźniej zaliczają się do tego również inni poborcy podatkowi. Socucius jednak poczuł wobec mnie sympatię, kiedy ku jego zaskoczeniu (i właściwie również mojemu własnemu), przyznałem, że znalazłem przy zwłokach pieniądze i je oddałem.
Jak się okazało, mój pierwszy prawdziwy akt uczciwości nieźle się opłacił. Socucius zaoferował mi pięćset septimów za wymierzenie mordercy sprawiedliwości. Byłem w tym momencie dość zniechęcony, ponieważ nie wynagrodził mnie na miejscu za znalezienie zwłok i zwrot pieniędzy, i pomyślałem sobie, że lepiej było zachować dwieście septimów gotówki niż załatwiać kolejną sprawę dla Cesarstwa. Czas jednak pokazał, że tajemnica ta nie była tak trudna do rozwikłania, zaś ja pod koniec dzisiejszego dnia mam nie tylko cięższą sakiewkę, ale też miejsce do spania, które mogę określać jako swoje własne.
Zacząłem śledztwo od przyjrzenia się spisowi podatkowemu. Cztery pozycje nie były oznaczone jako zapłacone, z czego wywnioskowałem, że jedna z tych osób wybrała morderstwo zamiast zapłaty należności. Altmerka Eldafire, choć była wątpliwym podejrzanym, znajdowała się najbliżej początku listy, najpierw więc odszukałem właśnie ją. Decyzja była tym prostsza, że wcześniej już z nią rozmawiałem. W zasadzie to od niej dowiedziałem się o obecności przemytników w pobliskiej jaskini. Na wieść o potwierdzeniu śmierci Processusa nie okazała zaskoczenia; z drugiej strony, rzecz jasna, nie byłem jedyną osobą, która podejrzewała, że jego zniknięcie okaże się wynikiem morderstwa. Zasugerowała mi, że podejrzanymi mogą być przemytnicy, ale uznałem to za mało prawdopodobne. Nikt, kto para się robotą przemytnika nie zostawiłby przy zwłokach nietkniętej sakiewki.
W rozmowach z tymi, którzy skorzystali na śmierci poborcy, cały czas pojawiało się imię nadzorczyni latarni morskiej, Thavere Vedrano. Miała ona pozostawać w swego rodzaju związku z zabitym, odłożyłem więc na razie listę i zamiast tego porozmawiałem z nią. Wieści bardzo ją poruszyły i sądzę, że dużo bardziej niż władze przyczyni się do odzyskania i przyzwoitego pochówku zwłok. W rozmowie z nią poznałem też zupełnie inną stronę Processusa. Większość miasta uważała, że nakłada na nich zbyt wielkie podatki, zaś nadwyżkę wydaje na ekstrawagancki styl życia; okazało się jednak, że pierścień, który uważano za przejaw życia nad stan, dała mu Thavere. Pomimo że nie mogłem do końca pozbyć się wątpliwości związanych z załatwianiem sprawy za władze, wyraźna miłość Thavere do tego człowieka dała mi dobry powód do szukania sprawiedliwości. Przyrzekłem jej, że dopadnę zabójcę i spróbuję zwrócić jej pierścień.

Latarnia morska w Seyda Neen
Thavere naprowadziła mnie na kluczowy trop, mówiąc, że Foryn Gilnith, tutejszy rybak, kłócił się przez jakiś czas z Processusem o podatki. Poszedłem do jego chaty, przekonany, iż jeśli pokażę mu spis podatkowy z jego niespłaconym pokaźnym długiem, być może wymsknie mu się coś, dzięki czemu będzie można go oskarżyć. Przeceniłem jednak jego inteligencję lub może nie doceniłem jego złej woli. Zaledwie wspomniałem, że znalazłem zwłoki, z dumą przyznał się do morderstwa i oznajmił mi, że nie zawaha się zabić kolejnego "cesarskiego służalca". Dunmer ten był brutalem z silnymi rękami rybaka; szczęście, że zdążyłem nadziać go na włócznię, zanim jego ciosy doprowadziły mnie do nieprzytomności. Byłem pewien, że gdyby mnie rozłożył, nigdy już bym nie wstał.
Wydawszy władzom ciało Glinitha, zachowałem pierścień, który miał w kieszeni, i po powrocie do latarni morskiej z wielką przyjemnością zwróciłem go Thavere. Gdy piszę te słowa, nagroda pięciuset septimów przyjemnie ciąży mi w sakwie i siedzę przy dość topornym, ale solidnym stole w chatce, która jest teraz moim własnym domem w Seyda Neen. Chałupa Glinitha została mi przekazana, przynajmniej na okres tymczasowy. Biorąc zaś pod uwagę okoliczności, nie uważam, aby sen w łóżku martwego człowieka miał mi być zakłócany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz