Dziś rano byłem świadkiem paskudnej śmierci nieco krótkowzrocznego czarodzieja. Z jego dziennika wiem, że zwał się Tarhiel, zaś z jego odzieży domyślam się, że całkiem dobrze mu się powodziło, jednak nikt w Seyda Neen o nim nie słyszał, a ja nie mam pojęcia, skąd go przywiało. Słowo „przywiało” można rozumieć na wiele sposobów, a Tarhiela dotyczył na pewno więcej niż jeden. dostrzegłem go, gdy spadał z nieba jak kamień; krzyczał wszak w sposób daleki od tego, w jaki zazwyczaj krzyczą kamienie.
Pobiegłem szybko pośród drzew i odnalazłem jego poskręcane i potrzaskane zwłoki. Było jasne, że jest martwy; był połamany tak, że nie dało się zidentyfikować ciała. Zastanawiałem się, jak to się stało, że spadł z tak dużej wysokości, do momentu, gdy przejrzałem ostatnie wpisy w jego dzienniku, który pomimo swych lat przetrwał upadek. Wygląda na to, że Tarhiel wymyślił dla siebie zaklęcie, które miało mu dać możliwości sadzenia wielkich susów. Zapomniał najwyraźniej, że choć skoki na wielką odległość to prawdziwy dar dla podróżnika, to należałoby również zapewnić bezpieczne lądowanie. W jego kieszeniach znalazłem trzy kopie ostatecznej wersji zaklęcia, ale nie widzę dla nich praktycznego zastosowania.
Pogrzebawszy Tarhiela, wróciłem do poszukiwań pereł, tym razem w zatoce po przeciwnej stronie. Nawet bez niczyjej pomocy udało mi się przerzedzić zastępy złośliwych zębaczy dostatecznie, by nie nękany przez nie dopłynąć do leża małży. Jednakże po wschodniej stronie Seyda Neen znajduje się przystań i dotarcie do małży na dnie głównego przepustu stanowiło poważne wyzwanie. Choć udało mi się wydobyć jeszcze jedną perłę, ten wysiłek mnie wyczerpał i przed zachodem słońca wróciłem do miasta, żeby odpocząć.
Jako że był wczesny wieczór, a ja czułem się wylewnie, postawiłem kilka kolejek w domu cechowym i nawiązałem przyjaźń z kilkoma bywalcami. Na ulicy miałem sprzeczkę z Voduniusem Nucciusem, który zdawał się traktować wszystko, co powiedziałem, jako obrazę. Po rozmowie z jego przyjaciółką, karawaniarką Darvame Hleran, stwierdziłem, że nie był zdenerwowany przeze mnie, tylko przez swą sytuację. Seyda Neen nie było szczytem jego marzeń, gdy przybywał do Morrowind. Kupiłem od niego pierścień, by mógł zabrać się na statek lub z karawaną i ruszyć dalej. Pierścień jest bardzo ładny, ale wydaje się zawierać urok z jakimiś nieprzyjemnymi skutkami ubocznymi. Jestem pewien, że sprzedając go, odzyskałbym większość z tego, co zapłaciłem, zaś perspektywa zniknięcia z ulicy ponurego Voduniusa z całą pewnością jest perspektywą zmiany na lepsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz